Ekranowi ulubieńcy

Leonardo-DiCaprio-leonardo-dicaprio-192798_1024_768

Jak Polska i Świat długie i szerokie, tak każdy pasjonat kina ma swoich ulubionych ekranowych ulubieńców. Dlatego poniższy tekst będzie o czołówce moich ulubionych aktorów. To właśnie dla nich jestem w stanie obejrzeć każdy film powszechnie niezbyt lubiany, bądź niedoceniany (ta druga opcja bardziej mi odpowiada). Prawda jest taka, że gdy w obsadzie pojawia się, któreś z tych nazwisk film staje się pozycją obowiązkową do obejrzenia. No chyba, że chodzi o aktorów starszej daty – bo tych po prostu doceniłem za przeszłe popisy aktorskie. Może zestawienie nie będzie zbyt oryginalne, ale od dawna zamierzałem je zrobić, więc po prostu jest!

dicaprio
Leonardo DiCaprio
Chyba najbardziej oczywista postać. Nawet jeśli w końcu dostanie tego Oscara, to moje uwielbienie nie zmaleje. Każdy jego występ na ekranie niesie za sobą znamiona geniuszu. Nie czułem nigdy, że dwukrotnie gra tę samą postać, każdy bohater różni się od pozostałych przez niego odgrywanych. Oczywiście to właśnie Leo jest dla mnie najbardziej utalentowanym i zdolnym aktorem XXI wieku. Naprawdę ciężko mi wskazać słabe kreacje DiCaprio, chociaż trafiały mu się udziały w niezbyt udanych produkcjach. Trzyma wysoki poziom, poniżej którego nie schodzi. Oby tak dalej. Widziałem 21 filmów z jego udziałem – wśród brakujących jest m.in. „Aviator” i „Człowiek w żelaznej masce”.

denzel-washington-as-tobin-frost-in-safe

Denzel Washington
Żeby nie być posądzonym o rasizm, w rankingu musiał pojawić się także aktor czarnoskóry. I chociaż ma określone emploi i często oglądam go w bardzo podobnych kreacjach (zwłaszcza w ostatnim czasie), nie mogę sobie odmówić tej przyjemności by obejrzeć go na ekranie. Często wiadomo jak się ten film skończy i kto zostanie największym bohaterem, ale Denzel ma w sobie tak wiele stylu. No i jest czarny! Wg filmwebu od 1992 zagrał w 32 produkcjach, z czego widziałem 30 😉

pesci

Joe Pesci
Początkowo znany jedynie jako bandzior z „Kevina samego w domu”, i to nie z nazwiska. Całe szczęście, że obejrzałem parę klasyków ze światowej kinematografii i z czystym sumieniem mogę Pesciego wciągnąć na listę moich ulubieńców! Ostatnio nie gra zbyt wiele, chociaż wcześniej też wielu filmów na koncie nie miał, ale jak już występował na ekranie to w nieprzeciętnych filmach, gdzie tworzył świetne kreacje. Chyba, że miałem tyle szczęścia i widziałem jedynie te dobre. W przeciwieństwie do kolegów ze swojego pokolenia nie rozmienił się aż tak straszliwie na drobne jak oni (chociażby De Niro, Pacino).

buscemi

Steve Buscemi
Aktor wiecznie w cieniu. Król drugiego planu, choć niezbyt doceniany. Żeby stać się pełnokrwistym głównym bohaterem musiał sam wyreżyserować film („Rozmowa z gwiazdą”). Znany z kreacji u najlepszych twórców: Tarantino, Coenowie, Burton, Jarmusch, Carpenter, Rodriguez. Niestety oprócz udziału w kultowych tytułach, gra także w średnich (żeby nie napisać podrzędnych) produkcjach. Ze względu na liczbę jego ról (pewnie tylko Trejo ma więcej) chyba nie sposób ogarnąć tego wszystkiego. Zagadką dla mnie pozostaje to, czy za jego sukcesy odpowiedzialni są ci uznani reżyserzy, którzy potrafili poprowadzić film tak, by to on błyszczał na ekranie, czy rzeczywiście posiada pokłady rzadko używanego talentu. Jakie wnioski by nie były, lubię gościa!

carrey

Jim Carrey
Człowiek nie z tej Ziemi. Pewnie z innej planety, albo przynajmniej Księżyca. Na początku dosyć wyraźnie zaszufladkowany jako komik, ale na przestrzeni swojej kariery potrafił udowodnić, że ma szersze spektrum umiejętności i obok komediowych ról można postawić dramatyczne występy w „Zakochanym bez pamięci”, „Człowieku z księżyca”. W dzieciństwie kojarzony jedynie jako Ace Ventura ze swoim tekstem 'chcesz miętówkę?’ Obecnie mogę go oglądać w każdej postaci – niestety z kolejnymi latami coraz mniej go na ekranie.

van damme

Jean-Claude Van Damme
Niektórzy mogą twierdzić, że to nie prawdziwy aktor i po części się z tym zgodzę. W „JCVD” pokazał jednak inną twarz, więc jakiś potencjał musi mieć. Szkoda, że z niego nie korzysta, ale może wtedy nie zostałby ikoną kina kopanego i moim idolem z dzieciństwa, dla którego zarywałem noce, by oglądać jak kopie tyłki swoim kolejnym wrogom. Choć to kino bardzo schematyczne, to nadal czasami po nie sięgam z nutką nostalgii, bo już nie czaruje mnie tak jak dawniej.

Michael-Shannon-Take-Shelter

Michael Shannon
Największa niespodzianka i moje przypadkowe odkrycie. A wszystko za sprawą Jeffa Nicholsa, który notorycznie korzysta z jego niewątpliwego talentu. Może nie ma w swojej filmografii spektakularnych ról, ale współpraca ze wspominanym reżyserem, jak najbardziej, mu służy. Jest u niego magiczny, hipnotyzujący, aż chce się patrzeć, co jego bohater będzie czynił, chociaż to może specyfika kina Nicholsa? U Herzoga („Synu, synu, cóżeś ty uczynił?”) Shannon również pokazał się ze świetnej strony i chciałbym go takiego więcej!